Od razu się przyznaję, że nie grałam w Race for the Galaxy,
które jest starszym bratem Roll’ a (karcianym).
Może kiedyś się to zdarzy, ale póki co od większości osób, które znają obie
gry, jest informacja zwrotna, że Roll for the Galaxy jest jednak lepszy.
Zacznę od tego, co najbardziej skusiło mnie do zakupu tej
gry bez uprzedniego testowania:
Kostki! 111 ślicznych, kolorowych kostek! I się jeszcze
okazało, że są bardzo miłe w dotyku, fajnie grzechoczą w kubeczku ( nie wiem,
co to za plastik czy co to w ogóle za tworzywo, ale bardzo je lubię). Wysypiesz
je na stół i to będzie dla Ciebie wspaniały moment. O ile lubisz kostki.
Już po odpakowaniu gry okazało się, że jednak kostka kostce
nierówna. Bo te kostki to tak naprawdę będą Twoi pracownicy, populacja, która
ciężko tyra, żeby stworzyć najbardziej wypasione Imperium Galaktyczne. Są więc
białe kości zwykłych Robotników, na których są wszystkie symbole akcji, czerwone
to kości Wojska, które jest nastawione głównie na kolonizację innych planet, a
z kolei żółte kostki Technologii Obcych Cywilizacji mają aż trzy jokery, co
pozwala przyporządkowywać je do dowolnych zadań. I tak dalej. W doborze kości (
czyli doborze planet do skolonizowania, które dają konkretne kolory kości, a
przede wszystkim w doborze kości z populacji do kubeczka w danej rundzie)
raczej posługujesz się szacowaniem, która teraz najbardziej by się przydała.
Chociaż są zapewne i tacy, którym wystarczy rzut oka na tabelkę i wyliczą sobie
prawdopodobieństwo wyrzucenia takich a takich symboli.
Gra może skończyć się na dwa sposoby- albo kiedy ktoś położy
dwunasty kafelek w swoim Imperium, albo jeśli skończy się pula punktów
zwycięstwa. Tak jak w Scythe ten, kto kończy grę wcale nie musi okazać się
jej zwycięzcą.
Zastanawiający jest sugerowany wiek graczy, tj. 13+ . Ma to
chyba po prostu związek nie tyle z poziomem trudności zasad i rozgrywki, ale z
dojrzałością… Bo Roll for the Galaxy to gra idealna dla takich, co dopuszczają
oszukiwanie. Wyrzucone na kosteczkach symbole układamy za parawanikiem i jeśli
ktoś ma ochotę, może sobie je poobracać na ścianki z pasującymi mu symbolami.
To pokusa nawet dla starszych, więc dla młodszych może być nie do odparcia...
Wadą Roll for the Galaxy jest symultaniczne
wykonywanie akcji. Kiedy wszyscy już znają grę, to nikt na nikogo nie czeka,
tylko każdy chce jak najszybciej zrobić swoje akcje, przez co rozgrywka
wyglądać może z boku jak zlot wiedźm mamroczących pod nosem zaklęcia. Przez to
traci się kontakt z tym, co robią i co już mogą inni gracze, oraz ogólnie z
innymi graczami.
Właśnie pisząc te słowa pomyślałam, że można by wprowadzić
home rule ‘a ( house rule) - każdy z
graczy po kolei wykonuje swoje akcje
zgodnie z kolejnością. Wtedy wszyscy będą
widzieli, co kto robi, jakie ma technologie i ile jeszcze kafelków mu zostało
do wybudowania Imperium. Brak kontaktu z resztą ludzi przy planszy jest głupi,
zarówno z powodów rywalizacyjnych, jak i relacji, powiedzmy, społecznych.
I nawet znacznik pierwszego gracza sobie zrobiłam.
OCENA** :
złe/słabe/tyłka nie urywa/dobre+/naprawdę
dobre/najlepsze
** publikowane
oceny są całkowicie subiektywne i nie mają ambicji trendsetterskich
POziom artykułu, beznadziejny, wina Tuska ! (chciałem być trendy i wpisać się w obowiązujący obecnie nurt w komentarzach do czegokolwiek, bez polityki nie ma komentarzy). A wracając do tematu, piszesz o tych cholernych kawałkach plastiku tak, że zrobiłem się głodny i chętnie bym je schrupał, albo nawet porobił z nimi dużo gorsze rzeczy. Ograniczę się do stwierdzenia że CHCĘ !
OdpowiedzUsuńNajgrorsze, co można zrobić z Roll'em to CHCIEĆ, a nie zagrać...
Usuń